Po pięknej sobocie na Kasprowym Wierchu przyszła zachmurzona niedziela.Postanowiliśmy więc wybrać się na Polanę Rusinową i na mszę św. do Sanktuarium Maryjnego na Wiktorówkach.Na Polanie Rusinowej przy dobrej pogodzie widoki są wspaniałe,a przy sanktuarium widoków nie ma wcale,ale jest to miejsce niezwykle klimatyczne,magiczne.Wrócimy tam na pewno nie raz.
Ruszamy przed godziną 10 z parkingu Wierch Poroniec.
Niestety,wysoka temperatura przyniosła roztopy i błotko,ale szlak w większości prowadzi przez las,a tam już jest znacznie przyjemniej
Często zza chmur wygląda słoneczko i idzie się bardzo przyjemnie.Spotykamy fantastyczną rodzinkę: 3 maluchów i rodzice,wszyscy na biegówkach spieszą się do sanktuarium na mszę.Najmłodszy wygląda na mniej więcej 4 latka,tata mu pomaga ,ale mały i tak daje radę!!!
Szlak jest przyjemny,wręcz spacerkowy i co chwilę mijamy turystów.Pewnie latem są tu prawdziwe tłumy,tym bardziej że dla wielu Rusinka to raj na ziemi:) no i jeszcze te oscypki,owieczki,dymek z bacówki-sielanka...no ale do lata jeszcze trochę i dzisiaj nie jest aż tak tłoczno;-)
Pogoda tego dnia nie umie się zdecydować i raz straszy czarnymi chmurami,to znów za chwilę wychodzi słoneczko
Na widoki szczytów nie mamy co liczyć,bo chmury nie zamierzają się dźwignąć:-(
Na chwilę zatrzymujemy się na polanie,by za chwilkę po przekroczeniu zaśnieżonego potoku
zjechać do sanktuarium.Normalnie tu są schody,ale teraz pozostało jeszcze sporo śniegu,a raczej śliskiej papki,na której nogi nijak się nie chcą trzymać;-)
Uff,jakoś się udało bez wywrotki i docieramy na godz 11 na mszę
Przy kaplicy znajduje się również symboliczny cmentarz, upamiętniający ofiary gór. W takim miejscu człowieka potrafią nawiedzić refleksje…
Wracamy tą samą drogą,pogoda nadal niestety zmienna,więc i krajobraz nas nie rozpieszcza...
Jeszcze parę minut
i jesteśmy znowu w aucie.
A jeżeli nie chcecie wyglądać tak:
to pamiętajcie o kremie z filtrami nawet w pochmurny dzień w górach;-)
W drodze powrotnej wstępujemy jeszcze na moment do Kaplicy Najświętszego Serca Jezusa w Jaszczurówce
po czym na dobre żegnamy się z Zakopanem i ruszamy w kierunku domu...Okazuje się jednak,że czeka nas jeszcze jedna niespodzianka:-) Z radości zatrzymujemy się przy drodze i pstrykamy kilka fioletowych zdjęć:-)))
Grzesiu klika dni wcześniej obchodził urodziny,w ramach prezentu wymyśliłam więc pewniaka:-) Weekend w naszych Taterkach:-)
Błysk i radość w oczach Grzesia,kiedy to usłyszał,tylko potwierdziły,że to dobry pomysł.A zatem szybki telefon do pensjonatu i rezerwacja gotowa,pozostało tylko wymyślić,gdzie się wybierzemy na wycieczkę.Jako,że śniegu w wyższych partiach było jeszcze sporo(około 2 metry!!!) i ogłoszono lawinową 3,uznaliśmy,że musi to być trasa niezbyt wymagająca i znana.Padło na Kasprowy Wierch.Byliśmy już wcześniej na Kasprowym,więc wiedzieliśmy,że widoki będą cudne.
Przyjechaliśmy do Zakopanego w piątek wieczorem i po rozpakowaniu,poszliśmy na spacerek na Krupówki,przez jednych uwielbiane,przez innych znienawidzone.Nam nie przeszkadzają;-)W każdym bądź razie,już w pensjonacie,w nocy okazało się,że pakowanie nie poszło nam najlepiej:-) Zapomnieliśmy ręczników oraz suszarki do włosów,bez której moje krótkie włosy sterczą jak u koguta:-) Hmmm,wycieraliśmy się zatem do t-shirta,a ja spędziłam gorący weekend w czapce:-)
Do Kuźnic pojechaliśmy busem z głównego ronda w Zakopanem ok 8:30 w sobotę rano.Busik jak zazwyczaj bardzo przepełniony,towarzystwo wesołe,a pogoda cud malina,więc i nam humory dopisują:-)Koło 9ej startujemy z Kuźnic niebieskim szlakiem przez Boczań.Oprócz nas nie ma zbyt wielu pieszych turystów,a jeśli już jakichś spotykamy,to mają raki i czekany,więc pewnie idą wTatry Wysokie.Jest za to cała masa narciarzy skiturowych.A także po jakiś kilkunastu minutach dostrzegamy ślady innego towarzysza na szlaku;-)
Podobno takie łapki misia towarzyszyły nam przez dłuższą część szlaku,ale Grzesiek na szczęście już mi ich nie pokazał:-)))
Po mniej więcej godzinie docieramy na Przełęcz pod Kopami,skąd mamy widok na Giewnont
A po kolejnych kilkunastu metrach zaczyna się ta
"ładniejsza" część dnia;-)
Idziemy spacerkiem dalej,bo w taką pogodę grzechem byłoby się spieszyć;-) i przed godziną 11 meldujemy się w Murowańcu na kawkę i obowiązkową szarlotkę
Jakieś pół godzinki potem ruszamy,początkowo trasa wiedzie po płaskim terenie,a po mniej więcej 15 minutach zaczyna się monotonne podejście na Kasprowy Wierch.Idziemy właściwie pomiędzy narciarzami:po lewej śmigają skiturowcy,a po prawej stronie jeżdżą na zjazdówkach.Pogoda naprwadę dopisała,w dole jest już wiosna,a tutaj piękne słoneczko,cieplutko i mnóstwo śniegu!!!
Dla mnie za każdym razem to podejście jest jakieś takie męczące i długie,za to Grześ bez cienia zmęczenia jak zawsze idzie przodem.
W końcu po póltora godzinie docieramy na górę.Znak,który normalnie ma ok 2 metry wysokości,dziś wygląda tak:
Pora coś zjeść,a jak wiecie,jedzonko nigdzie nie smakuje tak,jak w górach po wędrówce
Widoki też były "przepyszne"
Niestety,w końcu trzeba zacząć schodzić w dół.Chowamy termosy,pakujemy karimatę i ruszamy.Teraz czeka nas zielony szlak do Kuźnic z widokiem na nartostradę po drugiej stronie Kasprowego.Pogoda i temperatura naprawdę nas rozpieszczają,idzie się bardzo dobrze.Mimo ogromnej ilości śniegu
nogi się nie zapadają,szlak jest ubity.Czasem tylko but nam objeżdża,bo topniejący śnieg zamienił się w kaszkę i momentami jest ślisko.Przydałyby się raki:-)
Ale nie ma co narzekać,bo jest bardzo ciepło i przyjemnie
Przy okazji zerkamy na kolejkę,nie mylimy się-wagoniki są pełne:-)
Leniuszków nie brakuje:-)))
Trasę szczerze polecamy,na spokojnie zajęła nam ok 7 godzin i nadaje się nawet dla niewprawionych turystów,a widoki są wspaniałe.Można się zakochać w górach,tak jak my:-)))