Kolejny raz wybraliśmy się na Słowację powłóczyć się po ichniejszej Małej Fatrze,a dokładnie naszm celem były Południowy Gróń i Stoh (tak,tak...góra,nie nasz skoczek narciarski;-)
Dzięń był super,nadal uwielbiam to słowackie pasmo,które tak bardzo kojarzy mi się z naszymi Tatrami Zachodnimi.A z tej konkretnej wycieczki najbardziej zapamiętam ryki jeleni w lesie:-) i zmienną pogodę.Podchodziłam pod górę w pełnym słoneczku i krótkim rękawku,by za chwilę na grani ubierać bezrękawnik,czapkę i rękawiczki.Ruszamy ze Stefanowej i koło Chaty pod Groniem napotykamy cudne jesienne zimowity
Podejście na Południowy Gróń od tej strony było bardzo błotniste i męczące,a na górze jak zawsze bajkowo
A później,wędrujemy granią i na Stohu jesteśmy nad chmurami!!! Uwielbiam to uczucie
Jakieś pół godziny leżymy na szczycie,a potem już śmigamy w dół
Na parkingu czekamy jeszcze na koleżankę Madzię,która tego dnia była całkiem niedaleko-na Rozsutcu.Mamy dla niej niespodziankę:-)



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz