piątek, 30 października 2015

Trzydniowiański Wierch 13.09.2015

Dzień wcześniej zdobyliśmy Granaty,pogoda była niepewna,ale dziś już słoneczko świeciło od rana i zapowiadał się cudowny dzień.Uznaliśmy,że Tatry Zachodnie będą idealne na początek jesieni:-) Wybraliśmy Trzydniowiański Wierch,na którym juz byliśmy kilka razy,ale zawsze z chęcią tam wracamy,szczególnie w takie dni ja ta niedziela:-)
Wędrówkę zaczynamy od Siwej Polany i przed Polaną Chochołowską dochodzimy do Polany Trzydniówki i idziemy dalej czerwonym szlakiem przez las.Podejście za każdym razem okazuje się cięższe i bardziej strome,niż zapamiętałam z poprzednich wycieczek:-))) Chyba się starzeję..;-)
Na szczęście las w końcu się kończy,pojawia się kosówka i widać już okoliczne szczyty:-) Jest pięknie!!!
W niedługim czasie zdobywamy szczyt Trzydniowiańskiego Wierchu 1758m npm,skąd rozpościerają sie wspaniałe widoki na Tatry Zachodnie z każdej strony.Dlatego też postanawiamy sobie zrobić dzień lenia i przez godzinkę leżymy,drzemiemy,podjadamy smakołyki i ładujemy akumulatory:-)
Niestety czas biegnie za szybko i trzeba się zbierać.przed nami jeszcze zejście do auta ,a potem około trzech godzin w drodze do domu...Kontynuujemy spacer szlakiem czerwonym,którym nigdy wcześniej nie schodziliśmy.Znamy go tylko z opowieści naszych bratnich górskich duszyczek Ali i Moniki,które jakiś czas temu podczas burzy dokładnie poznały to zejście:-)))Nam podoba się bardzo,słoneczko grzeje,wrzosy pięknie kwitną a wiatr przyjemnie wieje...
Szybko tracimy wysokość i wchodzimy do lasu,częstujemy się jeszcze borówkami,przeskakujemy urokliwy potoczek i w pobliżu Polany Chochołowskiej spotykamy krowę,która ruszyła prosto na mnie:-)Grzesiek prawie się popłakał ze śmiechu,kiedy przed nią uciekałam!!! Ufff,straciła zainteresowanie moją osobą i teraz został nam już tylko spacer doliną do samochodu i powrót do domu...

poniedziałek, 26 października 2015

GRANATY 12.09.2015

Hmm,z Granatami to było tak...Patrzyłam na nie z dołu nie raz,słyszałam o nich,czytałam i oglądałam filmiki na youtube.Podobały mi się,podobały i to bardzo:-) Uznałam,że dam radę i w lipcu podczas akcji Sprzątanie Tatr postanowiliśmy posprzątać właśnie Granaty.Dzień wcześniej byliśmy na Kościelcu i mimo moich obaw,poradziłam sobie bez kłopotów.Myślałam,że z Granatami będzie podobnie...Niestety nie było...Może to upał,może zmęczenie poprzednim dniem,a może po prostu moja słaba kondycja,ale w lipcu weszłam tylko na Skrajny Granat.Wymęczona strasznie,siadłam na górze i popatrzyłam na ludzi na Pośrednim Granacie
Na samą myśl,że JA też TAM mam iść,zrezygnowałam...Przestraszyłam się,to nie był mój dzień,ale postanowiłam,że jeszcze kiedyś powalczę ze swoim strachem i zdobędę Granaty!
Okazja trafiła się całkiem niedługo,bowiem we wrześniu zapisaliśmy się na akcję wyjścia w góry z przewodnikami górskimi.A jednym ze szlaków do wyboru,były właśnie Granaty:-)
Grześ rzucił hasło JEDZIEMY? A ja pomyślałam:jak nie teraz ,to kiedy? :-)
12 września spotkaliśmy się w Kuźnicach z wszystkimi uczestnikami i przewodnikami,podzieliliśmy się na mniejsze grupy i dziarsko ruszyliśmy w góry:-)Pogoda niestety nie dopisała,od paru dni padało,nawet sypnął już śnieg i w partiach wysokich było ślisko.Trochę się bałam,nie ukrywam..Obawiałam się,czy nadążę za swoją grupą,czy Grzesiowi nie narobię jakiegoś wstydu:)Czy nasza przewodniczka ze mną wytrzyma i takie tam,babskie tysiąc obaw i lęków.
Agnieszka-przewodnik tatrzański-od razu zapowiedziała,że idziemy szybkim tempem i w trakcie podejmiemy decyzję,czy w ogóle na Granaty bedzemy wchodzić,bo od rana była mżawka.
Nasza grupa składała się z Siódmego,Leo,Marka,Piotrka,Agnieszki,Czarnej Mamby(przewodniczka) i nas:)
Od początku było wesoło i gadatliwie:) tysiąc pytań do Agnieszki,która okazała się super babką i z cierpliwością i humorem wszystko nam tłumaczyła!!!
Na Przełęcz między Kopami weszliśmy przez Boczań i tam pomalutku zaczęło się wypogadzać:-)Dalej żwawym tempem doszliśmy na Halę Gąsienicową i zgodnie  uznaliśmy,że atakujemy Granaty!!! Słońca nie było,ale przestało padać i wyglądało to tak
W Murowańcu krótka chwila na skorzystanie z toalety i ruszamy w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego.Tam robimy przerwę na jakieś małe co nie co i ruszamy dalej.
Obchodzimy staw i zaczyna się podejście do Zmarzłego Stawu.Chwila przerwy i wchodzimy do Koziej Dolinki.
Dla mnie tempo jest zbyt szybkie i nie chcę opóźniać grupy,dlatego pytam,czy mogę zrezygnować.Nasza grupa okazuje się cudowna i wszyscy zachęcają mnie do dalszego podejścia:-)Siódmy i Marek tez wolą trochę zwolnić,więc ustalamy z naszą przewodniczką,że na Zadni Granat każdy wchodzi swoim tempem,robimy częstsze postoje,a na szczycie uznamy,co dalej.Ten pomysł okazuje się super i w efekcie meldujemy się w komplecie na Zadnim Granacie 2240m npm.
Poczułam taką radość,że nie zrezygnowałam i posłuchałam mojej kochanej grupy!!! Wiedziałam,że teraz dam już sobie radę,choć teoretycznie dopiero teraz miały się zacząć trudne momenty,bo przecież grań Granatów to odcinek Orlej Perci.Ja jednak byłam bardzo szczęśliwa i tak naładowana pozytywną energią,że kompletnie przestałam się bać!!! Nie bałam się przepaści,nie bałam się słynnej przełączki na Pośrednim Granacie ani zejścia z Pośredniego się nie bałam,które w lipcu totalnie mnie sparaliżowało przecież:-))) Magia dobrych,serdecznych ludzi wokół mnie to chyba sprawiła!!! Reszta wycieczki to była już sama radość i szczęście z przebywania wśród  ukochanych gór.Do tego wszystkiego chmury zrobiły nam taki spektakl,że ten dzień naprawdę zapamiętam wyjątkowo.
Tu jesteśmy na przełączce,która na zdjęciach zawsze robiła na mnie duże wrażenie,a w rzeczywistości nie była tak straszna
Podejście na Skrajny Granat 2226m npm
 
i znów czujemy się młodzi,zakochani i szczęśliwi jak rzadko kiedy:-))) hahah!!!
widok ze Skrajnego w stronę Doliny Pięciu Stawów
i jeszcze trochę zdjęć ze szczytów

Na Skrajnym posiedzieliśmy z pół godziny i trzeba było zacząć powoli schodzić
Dzień minął nam w błyskawicznym tempie,okazało się ,że totalnie obcy ludzie mogą czuć się ze sobą po kilku godzinach jak starzy przyjaciele!!! Góry mają  w sobie magiczną moc i kiedy jesteś zmęczony albo przestraszony,to nie masz siły na udawanie kogoś,na bycie sztucznie miłym...Wychodzi na wierzch prawda o nas,o tym,jacy jesteśmy naprawdę...A moja grupa okazała się być NAJLEPSZĄ Z NAJLEPSZYCH!!!
Do zobaczenia na szlaku Kochani



Przysłop Miętusi 11.09.2015

Po raz drugi we wrześniu odbyła się akcja IDŹ W GÓRY-CZYLI WYCIECZKA Z PRZEWODNIKIEM.Zainteresowało nas to,więc pozałatwialiśmy trzy dni wolnego i ruszyliśmy w nasze ukochane Tatry.
Na rozgrzewkę przed sobotnim wyjściem na zaplanowane Granaty wybraliśmy się na krótką wycieczkę na Przysłop Miętusi.Pogoda nie była za ciekawa,od paru dni padało i na szlakach było ślisko.
Trasa okazała się atrakcyjna i całkiem fajna widokowo.Przyjechaliśmy do Zakopanego koło południa i na Przysłop Miętusi ruszyliśmy z Doliny Małej Łąki.Z centrum jedzie się ok 15 minut.
Początkowo szlak prowadził lasem,a po mniej więcej kwadransie idziemy dalej szlakiem niebieskim i niedługo potem dochodzimy na całkiem fajną przełęcz.Są tu ławki,można odpocząć,coś zjeść i podziwiać przyjemne okliczności przyrody.Lub tak jak my -posprzeczać się :-)))) Na szczęście,kto się lubi...:) Szybko nam przeszło i dalej ruszyliśmy już w pełnej zgodzie i miłości;-)Z Przysłopu Miętusiego można wejść na Małołączniak,ale niestety tego dnia szlak był naprawiany i zamknięty dla turystów.Ruszamy więc w dół w stronę Doliny Kościeliskiej i stamtąd Drogą Pod Reglami prosto na parking do auta.
Zamknięty szlak na Małołączniak
Spacer zajmuje nie więcej niż dwie-trzy godzinki bardzo spokojnego tempa,jest dobry nawet dla słabszych kondycyjnie,a przy dobrej pogodzie widoki są piękne.