Na samą myśl,że JA też TAM mam iść,zrezygnowałam...Przestraszyłam się,to nie był mój dzień,ale postanowiłam,że jeszcze kiedyś powalczę ze swoim strachem i zdobędę Granaty!
Okazja trafiła się całkiem niedługo,bowiem we wrześniu zapisaliśmy się na akcję wyjścia w góry z przewodnikami górskimi.A jednym ze szlaków do wyboru,były właśnie Granaty:-)
Grześ rzucił hasło JEDZIEMY? A ja pomyślałam:jak nie teraz ,to kiedy? :-)
12 września spotkaliśmy się w Kuźnicach z wszystkimi uczestnikami i przewodnikami,podzieliliśmy się na mniejsze grupy i dziarsko ruszyliśmy w góry:-)Pogoda niestety nie dopisała,od paru dni padało,nawet sypnął już śnieg i w partiach wysokich było ślisko.Trochę się bałam,nie ukrywam..Obawiałam się,czy nadążę za swoją grupą,czy Grzesiowi nie narobię jakiegoś wstydu:)Czy nasza przewodniczka ze mną wytrzyma i takie tam,babskie tysiąc obaw i lęków.
Agnieszka-przewodnik tatrzański-od razu zapowiedziała,że idziemy szybkim tempem i w trakcie podejmiemy decyzję,czy w ogóle na Granaty bedzemy wchodzić,bo od rana była mżawka.
Nasza grupa składała się z Siódmego,Leo,Marka,Piotrka,Agnieszki,Czarnej Mamby(przewodniczka) i nas:)
Od początku było wesoło i gadatliwie:) tysiąc pytań do Agnieszki,która okazała się super babką i z cierpliwością i humorem wszystko nam tłumaczyła!!!
Na Przełęcz między Kopami weszliśmy przez Boczań i tam pomalutku zaczęło się wypogadzać:-)Dalej żwawym tempem doszliśmy na Halę Gąsienicową i zgodnie uznaliśmy,że atakujemy Granaty!!! Słońca nie było,ale przestało padać i wyglądało to tak
W Murowańcu krótka chwila na skorzystanie z toalety i ruszamy w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego.Tam robimy przerwę na jakieś małe co nie co i ruszamy dalej.
Obchodzimy staw i zaczyna się podejście do Zmarzłego Stawu.Chwila przerwy i wchodzimy do Koziej Dolinki.
Dla mnie tempo jest zbyt szybkie i nie chcę opóźniać grupy,dlatego pytam,czy mogę zrezygnować.Nasza grupa okazuje się cudowna i wszyscy zachęcają mnie do dalszego podejścia:-)Siódmy i Marek tez wolą trochę zwolnić,więc ustalamy z naszą przewodniczką,że na Zadni Granat każdy wchodzi swoim tempem,robimy częstsze postoje,a na szczycie uznamy,co dalej.Ten pomysł okazuje się super i w efekcie meldujemy się w komplecie na Zadnim Granacie 2240m npm.
Poczułam taką radość,że nie zrezygnowałam i posłuchałam mojej kochanej grupy!!! Wiedziałam,że teraz dam już sobie radę,choć teoretycznie dopiero teraz miały się zacząć trudne momenty,bo przecież grań Granatów to odcinek Orlej Perci.Ja jednak byłam bardzo szczęśliwa i tak naładowana pozytywną energią,że kompletnie przestałam się bać!!! Nie bałam się przepaści,nie bałam się słynnej przełączki na Pośrednim Granacie ani zejścia z Pośredniego się nie bałam,które w lipcu totalnie mnie sparaliżowało przecież:-))) Magia dobrych,serdecznych ludzi wokół mnie to chyba sprawiła!!! Reszta wycieczki to była już sama radość i szczęście z przebywania wśród ukochanych gór.Do tego wszystkiego chmury zrobiły nam taki spektakl,że ten dzień naprawdę zapamiętam wyjątkowo.
Tu jesteśmy na przełączce,która na zdjęciach zawsze robiła na mnie duże wrażenie,a w rzeczywistości nie była tak straszna
Podejście na Skrajny Granat 2226m npm
i znów czujemy się młodzi,zakochani i szczęśliwi jak rzadko kiedy:-))) hahah!!!
widok ze Skrajnego w stronę Doliny Pięciu Stawów
i jeszcze trochę zdjęć ze szczytów
Na Skrajnym posiedzieliśmy z pół godziny i trzeba było zacząć powoli schodzić
Dzień minął nam w błyskawicznym tempie,okazało się ,że totalnie obcy ludzie mogą czuć się ze sobą po kilku godzinach jak starzy przyjaciele!!! Góry mają w sobie magiczną moc i kiedy jesteś zmęczony albo przestraszony,to nie masz siły na udawanie kogoś,na bycie sztucznie miłym...Wychodzi na wierzch prawda o nas,o tym,jacy jesteśmy naprawdę...A moja grupa okazała się być NAJLEPSZĄ Z NAJLEPSZYCH!!!
Do zobaczenia na szlaku Kochani













Brak komentarzy:
Prześlij komentarz