czwartek, 7 stycznia 2016

Tatry 02-03.I.2016

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!!!
Postanowiliśmy,że rok 2016 będzie aktywny,radosny i pełen górskich przygód,hej!!!
Trzeba więc zacząć z przytupem,padło na ukochane Taterki i sprawdzone towarzystwo:-)))
Razem z Alą i Sylwkiem zarezerwowaliśmy nocleg w Dolinie Chochołowskiej i około 5ej rano wyjechaliśmy z domu.Marzyły mi się śnieżne zaspy takie co najmniej metrowe:) i lekki mrozik.Hmmm mróz był i owszem mniej więcej -17 stopni!!! Śniegu jak na lekarstwo,za to lodu pod dostatkiem,co spowodowało niespotykaną ilość wypadków w Tatrach w ostatnich dniach 2015 :(
Uzbrojeni w raki,grube czapy i małe co nieco na rozgrzewkę,po siódmej rano ruszamy dziarskim krokiem (żeby nie zamarznąć,heheh) z parkingu na Siwej Polanie i ok godziny 9ej meldujemy się w schronisku:) Dymek z komina już widać,dobrze,niech grzeją nam pokoiki na wieczór:)
Ludzi jest całe mnóstwo:w jadalni,przy stolikach w przedsionkach,a niektórzy jeszcze śpią w śpiworach na"glebie".Widocznie Sylwester był baaardzo udany!!!Duże plecaki zostawiamy w przechowalni bagażu,zabieramy tylko najpotrzebniejsze rzeczy i ruszamy w górę.Plan minimum to wejście na Grzesia,ale coś czuję,że ambitne towarzystwo się mi trafiło:)Ala mocno z przodu,Grześ nie ma nawet zadyszki,tylko ja z Sylwkiem obstawiamy tyły:))) W końcu wychodzimy z cienia,a w słoneczku jest cudnie.Niektórzy muszą nawet się rozebrać:)Pojawiają się pierwsze widoki
i po mniej więcej półtorej godziny jesteśmy na Grzesiu

Jednogłośną decyzją postanawiamy iść dalej,żal nie skorzystać z takiej pogody:)Muszę jednak przyznać,że to z pewnością nie był "mój" dzień...z kilku powodów wlokłam się jak ślimak i jak tylko zobaczyłam to:
uznałam,że zakładam obóz pierwszy:) Na Rakoniu i Wołowcu już byłam nie raz i totalnie nie miałam energii iść dalej,więc postanowiłam na polanie zaczekać na moich towarzyszy.Obliczyliśmy,że dwie-trzy godzinki i będą z powrotem,jednak przeliczyłam się..Po dwóch godzinach byłam tak zmarznięta,że ruszyłam w ich kierunku i postawiłam swoje pierwsze kroki w rakach:)
Pomysł,żeby siedzieć przy temperaturce minus 15 stopni ( nawet przy mocno operującym słoneczku) nie okazał się zbyt mądrym!!! Także nie polecam na przyszłość:)))
W czasie,kiedy ja rozgrzewałam się podejściem na Rakoń, Ala,Sylwek i Grześ schodzili z Wołowca.A tutaj ich fotki:
na Rakoniu 1 879 m n.p.m.
w tle szlak na Wołowiec 2 063 m n.p.m.,a tu już na jego szczycie:
W końcu się spotkaliśmy i mogliśmy uczcić udany dzień:-)
Na spokojnie powędrowaliśmy w dół,i jeszcze przed zachodem słońca byliśmy w schronisku.A tam wiadomo,gorący prysznic i hmmm różne ciekawe spotkania:) była na przykład pani w szlafroczku,wałkach na głowie i maseczce na twarzy:) ciekawe,co jeszcze miała w bagażu i kto jej ten bagaż niósł,hihi:)Po kąpieli i ciepłym obiadku,spotykamy się przy kartach i pigwóweczce:) Uff...na szczęście Grześ nie przegrał...:) Oj tak,było wesoło na maksa!!!
Późną porą Ala uznała,że trzeba by trochę przewietrzyć głowy i wybraliśmy się na spacerek do Kaplicy św.Jana Chrzciciela na Polanie Chochołowskiej.Może napiszę tylko,że normalnie zajmuje to ok 5 minutek spacerkiem,a nam w 15 minut nie udało się dojść nawet do połowy:-)))
W końcu poszliśmy spać...
Poranek był ciężki:) Jakoś się ogarnęliśmy i o 8ej rano grzecznie czekaliśmy na śniadanie,ale następnym razem raczej skorzystamy z gorącego kubka:)
Droga powrotna na parking ciągła się strasznie,mieliśmy zamiar iść Drogą nad Reglami,jednak ten szlak,ze względu na powalone drzewa był zamkinięty:(
Zeszliśmy więc całą Chochołowską,przejechaliśmy na parking w Kirach,żeby Doliną Kościeliską wdrapać się na Halę Stoły. Ufff... wczorajsza pigwóweczka nie pomagała:
Udało się:
Jak to mawiał Tomek Kowalski "odwaliliśmy kawał dobrej,nikomu niepotrzebnej roboty". Można wracać do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz